W stylu włoskim.
Mimo iż trendy w modzie obowiązują jednakowe na całym świecie, to każde miasto interpretuje je w inny sposób. Czy jest to kwestia mentalności, potrzeb, czy też specyficznej interpretacji lansowanych stylów? Nie wiem czemu tak się dzieje, ale faktycznie tak jest i da się to zauważyć.
Jako mała dziewczynka dużo podróżowałam z Rodzicami po Polsce. Bawiliśmy się wtedy w zgadywankę „ kto skąd jest”, zapamiętując numery rejestracyjne samochodów. I chyba z dzieciństwa została mi ta ciekawość i dociekliwość.Teraz podróżując dużo obserwuję i zadaję sobie to samo pytanie, ale patrząc na ubiór. Bawi mnie to i niekiedy umila trudne chwile w podróży.
Na początek zacznę może od stylu włoskiego, gdyż jest mi on bardzo bliski i chyba ulubiony.
Włoszki mają swój specyficzny gust. Lubią świecidełka, wszelkiego rodzaju aplikacje: dżety, cekiny, błyszczące paski, pokaźną biżuterię czy błyszczące buty. Właściwie to w każdej stylizacji jest jakaś błyskotka. Jeżeli jednak nie błyszczy nic, to zawsze jest coś co przykuwa uwagę np. buty, pasek lub torebka. Wśród innych nacji wyróżnia je to, że lubią znane marki i z dumą emanują metką. Mają czym się szczycić, więc to robią. Mając tyle marek wokół siebie daje im to ogromne możliwości w końcu co by nie mówić Włochy są kolebką mody.
Ostatnio gdy jechałam w Rzymie metrem, zaintrygowała mnie siedząca obok kobieta – miała ok 40 lat (może nawet więcej, ale trudno określić, bo tak świetnie wyglądała). Czytała gazetę. Moja uwaga najpierw skupiła się na okularach, które miała podniesione do czytania. Ponieważ kocham okulary zaczęłam się wpatrywać, co to za marka, ale logo marki nie znalazłam. Miały niepowtarzalny kształt.
Było napisane coś na szkiełku, maleńkimi literkami, ale nie mogłam tego odczytać. Dopiero później znalazłam je w necie. To był TOM FORD. Przepiękne okulary!
Gazetę, którą czytała, schowała do dużej kremowej torby Louis Vuitton. Powiedzmy, że to jeszcze nie dziwi przeciętnego europejczyka:)
Już same okulary i torebka zrobiły na mnie wrażenie (warte co najmniej kila tysięcy złotych), ale to co ujrzałam jeszcze, wręcz mnie zszokowało! Gdy wstała „prześwietliłam” ją od góry do dołu. Miała na sobie trencz Burberry. Mój wymarzony. Klasyka nad klasykę! Ten subtelny piaskowy kolor wyróżniał się wśród innych.
Do tego miała apaszkę, również Burberry: bardzo jasny beż w połączeniu z czernią i czerwienią. Nie musiała wystawiać metki na wierzch, ta słynna kratka jest rozpoznawalna wszędzie.
Gdy trzymała się za uchwyt spod rękawa wyłoniła się delikatna bransoletka D&G. Znam ją doskonale. Zresztą tu nie trzeba się zbytnio znać. Wiszące charmsy z logiem mówią same za siebie.
Niestety butów jakie miała nie znalazłam. Do złudzenia przypominały te na zdjęciu z Fornarina, lecz zamiast pasków ze skóry, na obcasie były korkowe wstawki.
Do całości stroju dobrała jeszcze czarne, dżinsowe spodnie rurki (firmy nie rozpoznałam, ale sądząc po całości stylizacji pewnie były markowe). Nie trzeba już więcej komentować!
Całość robiła wrażenie, ale żeby tak się ubrać trzeba niestety mieć zasobny portfel.
W związku z tym przygotowałam podobną stylizację, ale bazując na produktach z polskich sklepów. Nie będzie ona kosztowała tyle co ta, ale będzie równie elegancka.
Trencz: New Yorker 189 zł
Okulary: okulary24.pl 24,90 zł
Apaszka: ZARA 99 zł
Buty: DeeZee.pl 250 zł
Spodnie: New Yorker 119 zł
Torebka: David Jones 119 zł
Bransoletka: Bijou Brigitte 100 zł
W naszych codziennych stylizacjach unikajmy jak ognia podróbek. Jeżeli naprawdę bardzo nam się podoba produkt znanej marki, ale niestety kosztuje krocie, starajmy się znaleźć odpowiednik, ale taki który zachowuje dany styl, a nie jest 100% imitacją.
Najważniejsze to zachować umiar i styl.
Gdyby kobieta z metra miała na sobie produkty niesygnowane znanym logiem, byłaby równie wytworna i elegancka – to tylko kwestia modowego wyczucia, nie metki.